26 lutego, 2009
Czekoladowy weekend
Po wielu walkach z komputerem i blogiem wreszcie udało mi się zamieścić notkę z przepisami na Czekoladowy Weekend.
Bea serdecznie dziękuję za zorganizowanie zabawy i cierpliwość w oczekiwaniu na przepisy.
Czekoladowy Weekend się skończył, choć u nas święto czekolady zdarza się bardzo często. Krzysiek jest nałogowcem, jeśli idzie o czekoladę a i ja nie pogardzę czymś czekoladowym.
Długo się zastanawiałam, co przygotować i przez to zastanawianie się o mało, co nie przegapiłam całej zabawy.
Ostatecznie zdecydowałam się na przygotowanie domowych czekoladek – pralinek, nadziewanych masa z dodatkiem brandy i orzechów laskowych oraz na bezy czekoladowe, które nie tylko same w sobie są świetna przegryzką, ale stanowią doskonała podstawę innych deserów.
Domowe pralinki
Wychodzi około 30 sztuk
Składniki:
200 ml śmietany kremówki
350 g czekolady (ja miałam 100 g mlecznej, 50 g gorzkiej 85% i 200 g deserowej 55%)
50 ml brandy
Około 60 orzechów laskowych
Szczypta soli
Przygotowanie:
Czekolady rozpuściłam w kąpieli wodnej. Dno każdej z foremek posmarowałam rozpuszczoną czekoladą. Miałam 2 rodzaje foremek – specjalne do czekoladek w kształcie serca oraz mini papilotki (trochę grubsze niż zwykłe).
Do pozostałej masy czekoladowej dodałam śmietanę kremówkę i sól, wymieszałam i odstawiłam do wystygnięcia. Potem dolałam brandy i posiekane orzechy i dokładnie wymieszałam. Nakładałam masę czekoladową do foremek i odstawiłam na kilka h do lodówki.
Wyszły obłędnie pyszne.
Trochę masy mi zostało, więc dodałam do niej więcej śmietany i zrobiłam sos czekoladowy do bez, na które przepis poniżej.
Czekoladowe bezy
150 g cukru
4 białka
Szczypta soli
3 łyżki kakao
50 g startej czekolady.
Szczyptę soli sypnęłam do białek a potem ubiłam je na sztywno, gdy przestały mieć ochotę uciec z miski dorzucałam im po łyżce cukru wciąż ubijając. Na koniec dodałam czekoladę i kakao i wymieszałam szybko.
Układałam małe kopczyki na papierze pergaminowym. Piekłam około 40 min w temp 150 st. Potem zmniejszyłam temp do 100 st. i suszyłam jeszcze przez 30 min. Zostawiłam bezy w piekarniku aż ostygły, potem polałam część z nich sosem czekoladowym, dodałam kleks bitej śmietany i posiekane orzechy.
08 lutego, 2009
Czekoladowy raj
Pospieszana przez moją kochaną Kasię – Skidi podaję przepis na deser czekoladowy, który powstała na podstawie przepisu z nowego numeru magazynu Easy Food.
Gdy zobaczyłam mus na zdjęciu nie mogłam się oprzeć. Oczywiście wprowadziłam dobre zmiany ;-)
Mus czekoladowy z marynowanymi w martini truskawkami
Składniki:
Na 4 pucharki
200 g gorzkiej czekolady (ja użyłam 150 g gorzkiej i 50 g gorzkiej z chili)
400 ml śmietany kremówki
3 łyżki miodu
50 g białej czekolady (mój dodatek)
100 g truskawek
1 łyżeczka soku z cytryny
1 łyżeczka cukru pudru
Około 50 ml alkoholu (ja użyłam Martini Bianko)
Szczypta soli
Ubita śmietana do dekoracji
Przygotowanie:
Truskawki umyć, obrać i pokroić na ćwiartki, zalać alkoholem, sokiem z cytryny i wymieszać z cukrem pudrem. Odstawić na kilka h do lodówki.
Czekoladę gorzką rozpuścić z 200 ml śmietany i dodać do tego szczyptę soli. Miód podgrzewać na małym ogniu w osobnym naczyniu aż zrobić się lekko brązowy. Dodać go do czekolady, wymieszać. Odłożyć 4 łyżki mikstury czekoladowej do miseczki z pokruszoną białą czekoladą. Wymieszać aż się dobrze połączą. Do 4 pucharków rozdzielić powstała miksturę (tą z białą czekoladą). Do ¾ pozostałej czekoladowej mikstury dodać pozostałą śmietanę, wymieszać i przelać do pucharków. Następnie nałożyć na to odłożoną ¼ mikstury. Odstawić do lodówki na min 2 h.
Przed podaniem udekorować bitą śmietaną i zamarynowanymi truskawkami.
I tyle : ) a smakuje niesamowicie
07 lutego, 2009
Kurczak wolno duszący się jarzynach
Nie pisałam kilka tygodni. Nałożyło się kilka rzeczy – choroba, miły weekend z siostrą i jej rodziną oraz kryzys śniegowy w UK. Utknęłam na 3 dni i stwierdzam, że nigdy więcej podróżowania w zimie. W miniony poniedziałek spędziłam ponad 12 h na lotnisku, potem 2 h na dworcu kolejowym, oczywiście tylko po to żeby dowiedzieć się, że wszystko jest odwołane. Wtorek spędziłam głównie z Madzią i Bastkiem a w środę pojechałam rano do Londynu i udało mi się w końcu, poźnym wieczorem do Dublina. Oczywiście nie bez przygód, gdyż mój pierwszy lot został odwołany z powodów problemów technicznych z samolotem. Na szczęście następny lot odbył się bez większych przeszkód i teraz mogę rozkoszować się domem i gotowaniem.
A właśnie gotowanie – ogłaszam, że jestem uzależniona od gotowania. Z rozkoszą wróciłam do własnej kuchni i pichcenia.
Od kilku dni miałam ochotę na tzw. comfort food. Jednym słowem na cos dobrego, czego przygotowywanie nie wymaga wiele wysiłku a smak wynagradza okres oczekiwania.
Wybór padł na stary rodzinny przepis, zmodyfikowany i udoskonalony przez lata, a mianowicie na kurczaka w jarzynach.
Składniki
Na 6 osób:
6 piersi z kurczaka lub 6 udek (ja wole osobiście z udkami)
1 kapusta włoska
300 g pieczarek
1 duża cebula
4 spore marchewki
2 pietruszki
1 mała cukinia
1 szklanka mrożonych warzyw
2 łyżki oliwy
1 łyżka masła
1 litr bulionu
2 łyżki kwaśnej śmietany
2 łyżki natki pietruszki
Sól, pieprz
Słodka i ostra papryka
2 łyżki suszonych warzyw (można zastąpić vegetą, jeśli ktoś nie ma)
Majeranek, bazylia, lubczyk (łącznie ma być około 2 łyżek)
1 łyżka sosu ostrygowego
Przygotowanie:
Kurczaka natarłam pieprzem i papryką ostrą. Każdą z piersi przecięłam na 3 części. Następnie w dużym garnku rozgrzałam oliwę i obsmażyłam je krótko z każdej strony. Jako, że lubię sobie ułatwiać pracę w kuchni zagoniłam Krzyśka do mycia pieczarek i kapusty. Sama w tym czasie obrałam marchewki, pietruszkę i oczyściłam cukinie. Potem on pokroił cebulę w piórka i dorzuciliśmy ją do smażącego się mięsa. Pieczarki, marchew, pietruszkę, cukinie i kapustę pokroiliśmy przy pomocy robota kuchennego w plasterki. Zajęło to może 2 minuty. Następnie wszystkie warzywa (wliczając mrożone) dodałam do mięsa, pomieszałam i wygoniłam męża z kuchni. Bulion wymieszałam z ziołami, suszonymi warzywami, sosem ostrygowym, ½ łyżeczki soli i słodką papryką. Zalałam mięso i warzywa tą miksturą, przykryłam i zostawiłam na małym ogniu żeby się powoli dusiło. Po około 30 min dorzuciłam natkę pietruszki i mrożone warzywa. Znów przykryłam, po czym obrałam ziemniaki i włączyłam je na małym ogniu (ich ugotowanie zajmuje mniej więcej 40 min).
Po kolejnych 30 min dodałam do gotującej się potrawy śmietanę i masło. Odkryłam rondel żeby trochę odparować płynów.
Podałam z pure z ziemniaków.
Małż stwierdził, że było wyśmienite i że dobrze, że na jutro jeszcze zostało.
Subskrybuj:
Posty (Atom)