08 kwietnia, 2007

wodospad i ogrody w Powerscourt











Dziś odwiedziliśmy Powerscourt, piękny kawałek irlandzkiej ziemi, położony niedaleko Bray. Wybraliśmy się we 3, Krzysiek, Łukasz i ja. Początkowo zabłądziliśmy, ale na dobre nam to wyszło. W planach mieliśmy najpierw odwiedzenie ogrodów, a następnie wodospadu, ale los zadecydował inaczej. Podjechaliśmy pod wodospad, oczywiście zaliczając po drodze punkt opłat 5 e od osoby. Gdy podjechaliśmy na parking niedaleko wodospadu pierwszy szok. Kilkanaście samochodów, ludzie siedzą na ławeczkach grillują, piją piwko, są dość głośno, lecz kulturalnie. Poszliśmy dalej, okazało się, że scenka za nami to był przedwstęp do tego, co przed nami. Około pięćdziesięciu samochodów, trzy razy tyle ludzi, głównie przybysze z nowych państw unijnych, sądząc po strojach i języku. Kobiety w długich spódnicach, obwieszone biżuterią, mężczyźni o śniadych twarzach i czarnych jak noc włosach. Głośni i mocno rzucający się w oczy. Między nimi sporo przemykających się Polaków i Azjatów. Widok niecodzienny. Unoszący się zapach piekącego się mięsa i odgłosy muzyki dobiegającej z każdego samochodu tworzyły przedziwną kompozycję na tle wznoszącego się wodospadu Powerscourt. Jest to najwyższy wodospad w Irlandii, wody rzeki Dargle spadają w nim z wysokości ok. 130 m.
Zresztą możecie zobaczyć to na zdjęciach .



Po około godzinie oglądania, robienia zdjęć i Krzyśkowej, nieudanej zresztą próbie wspięcia się na górkę koło wodospadu postanowiliśmy jechać do ogrodów w Powerscourt.
Przy wyjeździe zauważyliśmy, że sporo osób wybiera się nad wodospad. Nasze zdziwienie było tym większe, że korek utworzony z samochodów czekających na wjazd ciągnął się ponad 2 km. Po ok. 20 min drogi byliśmy na terenie, na którym mieszczą się ogrody i pole golfowe.

Ogrody w Powerscourt zostały założone w latach 30 XVIII wieku przez pierwszego wicehrabiego Powerscourtu Richarda Wingfielda. Ostateczny wygląd ogrodom nadał siódmy wicehrabia, który przywiózł z kontynentu wiele posągów, urn i bram. W połowie lat 70 tych XX wieku w pałacu Powerscourt wybuch pożar, który doszczętnie strawił wnętrze pałacu. Ogrody ocalały. Na chwilę obecną odrestaurowano parter pałacu. Mieszczą się tam sklepiki i restauracja. Przy wyjściu z pałacu można kupić lody włoskie vel kręcone. Nie widziałam ich tutaj. Całkiem niezłe są, choć do starych dobrych lodów z budki na słonecznej się nie umywają.













2 komentarze:

Unknown pisze...

Śliczne zdjęcia :-) fajne miejsce - troche zazdroszcze :PP Pozdrawiam z Tarnowa

odkuchni pisze...

Piękne miejsce! Achh...