25 października, 2008

Trzeci Karnawał Polskiego Jedzenia

Dziewczęta z blogu – Bar Mleczny zaprosiły mnie do udziału w ich zabawie wspominkowo jedzeniowej.
W tej edycji pytania zadawały Sihaja i Polka w Yorku.
Oto nasze zadanie domowe:
1.
Czego Wam najbardziej brakuje z PRLu i dlaczego? Np. kredek bambino czy wypasionej wieczorynki w niedziele

2.
Pierwsze zmagania w kuchni, pierwsza potrawa, czyli wspomnienia z czasów, kiedy uczyłaś/uczyłeś się gotować.

Zastanawiałam się cały tydzień nad pytaniem, czego brakuje mi najbardziej w czasu PRL. I odpowiedź będzie raczej nietypowa: mojej przyjaźni z Anią. Mieszkałyśmy drzwi w drzwi a nasze rodziny się przyjaźniły. Przeprowadziliśmy się pod koniec lat 80tych i powoli nasze drogi się rozeszły, lecz zawsze wspominam tamte czasu z łzą w oku. Pamiętam nasze wygłupy, zabawę we fryzjera i ścinanie sobie grzywek. Pamiętam jak Ania przymusiła mnie do zjedzenia zupy pomidorowej i jak wybiła mi zęba, gdy jej przeszkadzałam. Wprawdzie poszłyśmy innymi drogami, każda z nas ma innych przyjaciół, to jednak tamtej pierwszej przyjaźni nie da się zapomnieć.

Gdy miałam 12 lat moja mama wróciła do pracy zawodowej, dla Magdy, mojej młodszej siostry i mnie był to lekki szok. Wcześniej zaraz po powrocie ze szkoły myłyśmy ręce i siadały do obiadu, niestety mama pracowała na zmiany, czasem aż do 22 i jeśli Taty nie było w domu musiałam sama coś przygotować. Zazwyczaj podgrzewałam jedzenie przygotowane przez mamę wcześniej, lecz z czasem stwierdziłam, że ja mogę sama. Oczywiście nie powiedziałam o tym mamie. Pewnego dnia Mama powiedziała, że wróci z pracy koło 15 tej i że rosół będzie na obiad. Postanowiłam pomóc jej przygotować go wcześniej. Przygotowałam wszystkie warzywa, umyłam kurczaka, nalałam wody i wsypałam całą paczkę kminku i włączyłam palnik. Wielce zadowolona czekałam na przyjście mamy z pracy. Najpierw się załamała jak zobaczyła moje dzieło, a potem zaczęła się śmiać. Cóż mieliśmy kapuśniak tego dnia na obiad, a ja dostałam książkę kucharską od mamy w prezencie i tak się zaczęła moja kariera kulinarna.
Drugą potrawą, którą pamiętam była spalona jajecznica. Szczegółów przygotowywania nie pamiętam, aczkolwiek pamiętam zakończenie – spalona jajecznica, do zjedzenia której zmusiłam Magdę. Do dziś mi to wypomina;)


To na tle wspominek. Jutro przyjdzie czas na coś teraźniejszego i sfotografowanego.

12 października, 2008

Chałki

Uwielbiam chałki. Po prostu uwielbiam, lekkie z masłem i miodem albo powidłami śliwkowymi. Moje ulubione pochodziły z jednej piekarni z Tarnowie. Bardzo mi ich brakowało tu, szukałam tego smaku od pewnego czasu i znalazłam dzięki Kermit z forum ciocin oryginalny przepis znajdziecie tu:
http://www.cincin.cc/index.php?showtopic=20526




ja wprowadziłam drobne zmiany, w związku z tym podam przepis w wersji w jakiej ja robiłam.


Chałki wg Kermit:

Składniki:
1 szklanka ciepłej wody
½ szklanki ciepłego mleka
1 jajko
2/3 szklanki oleju
1 łyżeczka soli
1 kg mąki
½ szklanki cukru pudru
1 łyżka miodu
½ łyżeczki drożdży instant

Przygotowanie:
Droższe wymieszać z mlekiem, miodem i łyżką mąki, odstawić na chwilę. Wrzucić najpierw mokre, a następnie suche składniki. Wyrobić w maszynie, a następnie przełożyć do nasmarowanej olejem miski. Zostawić do wyrośnięcia na jakieś 45 min. Następnie połowę ciasta wyłożyć na blat osypany mąką i uformować chałkę. Ja zaplotłam jako warkocz z 3 części. Tak samo postąpić z 2 częścią ciasta. Posmarować jajkiem rozbełtanym z mlekiem i odstawić do wyrośnięcia. Piec około 30 – 40 min w temp 180 stopni.

11 października, 2008

Krem ziemniaczany z wędzonym boczkiem

Ziemniaczany Tydzień część II 3-12.X.2008

Uwielbiam ziemniaki. Często one goszczą na naszym stole. Z okazji Tygodnia Ziemniaczanego postanowiłam przygotować krem ziemniaczany z wędzonym boczkiem. Zupę tą jadłam pierwszy raz w Irlandii 3 lata temu w małej knajpce podczas lunchu. Szukałam długo tego smaku i na chwilę obecną nieskromnie powiem, że jest lepsza od pierwowzoru. Na chwilę obecną jest to mój pewniak, gdy spodziewam się gości na lunchu. Ta zupa nie zawiodła mnie jeszcze ani razu.


Składniki:
500 g ziemniaków, obranych i pokrojonych w kostkę,
150 g marchewki, obranej i pokrojonej w krążki,
2 czubate łyżki posiekanej natki pietruszki,
2 łyżki oliwy
400 g wędzonego boczku
1,5 lira bulionu warzywnego
Sól, pieprz, słodka i ostra papryka
2 ząbki czosnku ( w łupinach)
Pół łyżeczki soku z cytryny

Przygotowanie
Oliwę rozgrzewam w garnku, wrzucam do niej ziemniaki, marchew i czosnek. Smażę mieszając około 10 min. Następnie wyciągam czosnek, a do warzyw wlewam bulion, doprawiam i gotuję około 20 min na małym ogniu. W międzyczasie boczek kroję w paski lub kostkę i podsmażam aż jest chrupiący. Gdy ziemniaki są miękkie miksuję je żyrafą, dodaje sok z cytryny, natkę oraz boczek. Mieszam, doprowadzam do wrzenia i podaję. Cudownie smakuje z pieczywem czosnkowo ziołowym.




05 października, 2008

Chleb

Długo się zastanawiałam, o czym dziś napisać. Przypomniała mi się rozmowa o chlebie i jego pieczeniu, która odbywała się na piątkowym przyjęciu urodzinowym Kasi, koleżanki Krzyśka z pracy. Pieczenie chleba ma dla mnie w sobie coś magicznego. Cudowny zapach rozchodzący się po domu. Gorący bochenek wyjmowany z pieca i ten smak, nieporównywalny do niczego. Zadziwiające jest dla mnie jak z tak prostych składników – mąki, wody, soli i odrobiny drożdży powstaje coś tak wspaniałego.

Przez długi czas nie piekłam chleba, mój zakwas padł, brakowało mi czasu i chęci do pieczenia. Niedawno coś znów mnie podkusiło żeby nastawić zakwas i przygotować chleb.

Na pierwszy ogień w ramach przypominania sobie, o co w tym wszystkim chodzi upiekłam chleb dla leniwych wg przepisu Dziuni z forum ciocin http://www.cincin.cc/index.php?showtopic=17050

Nie będę przeklejać przepisu, gdyż wykonałam go dokładnie wg przepisu. Jedyna zmiana jaką wprowadziłam, to użycie pół szklanki mąki żytniej razowej i dwóch i pół szklanek mąki pszennej, zamiast trzech szklanek mąki pszennej.

Tak wyszedł mój chleb:


Wszystkim, którzy się boją chleba mówię nie ma się czego bać. Warto próbować, nie raz wyjdzie jak kamień, nieraz nie będzie chciał wyrosnąć, ale z czasem wysiłki zostają nagrodzone.