30 września, 2007

Przetworowo

Miałam nie robić przetworów. Są ogólno dostępne w sklepach, w znośnych cenach, więc sensu większego nie było. Tyle, że źle mi z tym było. Tak wiem mam nie po kolei w głowie. W każdym bądź razie dziś przy okazji bytności w mieście odwiedziliśmy targ warzywny koło Henry Street. Kupiliśmy melony, nektarynki, mandarynki, śliwki i jabłka. Oczywiście w małych ilościach. Wolę więcej a różnorodnie, zresztą miejsca za wiele w domu to nie ma na trzymanie słoików.
Ale mimo wszystko spiżarnia się już powiększyła o śliwkową nutellę, dżem z brzoskwiń z dodatkiem cytryny i białego wina. A jutro skończę smażenie konfitury z mandarynek z cynamonem i konfitury
z melona, jabłek, nektarynek i cytryny z pałkami kory cynamonu.
A wieczorem spróbuję zrobić jakąś sałatkę do słoików z kapusty, ogórków, pomidorów, marchwi i cebuli. O ile będę mieć siły.

Lubię zapach smażących się konfitur unoszący się w domu. Czuję się wtedy bezpiecznie i spokojnie. Żadna wichura, zamieć i ulewa mi nie straszna, gdy w spiżarni mąka, jaja, dżem i cukier. A tych produktów u mnie pod dostatkiem.

Gdy zrobię zdjęcie moim przetworom wrzucę się pochwalić.

Dobranoc wszystkim

11 września, 2007

Fałszywki

Dziś znów będzie bezkulinarnie
Ale za to z gatunku wieściowo – przemyśleniowego.


Dawno nie zaglądałam na forum mojego rodzinnego miasta. Kilka tygodni chyba. Głównie z braku czasu i w sumie nie chciałam się mieszać w sprawy, o których bądź, co bądź nie są już „moimi”. No ale diabeł mnie podkusił i zajrzałam wczoraj, zajrzałam dzisiaj. I przypomniałam sobie, czemu się tak rzadko udzielam. Irlandia oraz podziemie i ciocin nauczyły mnie, że owszem, można się z kimś nie zgadzać, można żarliwie dyskutować, ale powinno się to robić pod względem merytorycznym, z klasą, opanowaniem i poszanowaniem dla pozostałych rozmówców. Zapomniałam, jak było tam, że pieniactwo się pojawia, że ludzie wyjeżdżają z ciosami poniżej pasa, że robią wycieczki osobiste. Pokazują, że łatwiej jest napisać, co się pojawiło w głowie bez względu na to, że to rani innych niż pomyśleć i odpowiedzieć inteligentnie i z dowcipem. Smutno mi się zrobiło, potem się zdenerwowałam, bo nie lubię jak ktoś mnie miesza do czegoś, do czego sama się nie pcham. Owszem zostałam przeproszona, za pomocą prywatnej wiadomości, a nie na forum publicznym gdzie rzucono takim a nie innym stwierdzeniem. W sumie po całej sprawie pozostał niesmak i zażenowanie. A i smak budyniu waniliowo czekoladowego podjadanego podczas całego „zajścia”.

I tak się tylko zastanawiam, czemu ludzie myślą, że są anonimowi, że mogą pisać, co im się żywnie podoba, bo tak, skoro tak nie jest. Żadne z nas nie jest anonimowe, tak do końca. Można udawać, grać kogoś, kim się nie jest, zmieniać wirtualną płeć, wiek, orientację, ale i tak spod fałszywki wychodzi to, kim jesteśmy naprawdę. Nie można tak do końca zmienić stylu pisania, w nerwowych momentach wychodzą takie a nie inne przyzwyczajenia, informacje itd. Zresztą, po co to? Nie lepiej stać z otwartą przyłbicą mówiąc – to ja. Czy w tym świecie jest nie dość zakłamania, fałszu i podróbek, żeby chować się za atrapą własnej osobowości? Nie sądzę żeby udało mi się to zrozumieć, może, dlatego że pomimo tego, że czasem się nie lubię, czasem nie akceptuję tego, co zrobiłam, kim byłam, jakie „trupy trzymam w szafie” to wiedziałam, że ja to ja – jestem sobą i dobrze się w swojej skórze czuję, pomimo bagażu.

No koniec pisaniny na dziś, czas iść spać.

PS. Trzymajcie jutro za mnie kciuki po 18 mojego czasu. Mam testy z angielskiego aplikujące na zaawansowany stopień kursu językowego. W końcu wypada się zacząć uczyć ;) jesień przyszła.

10 września, 2007

takie tam

Moja wczorajsza rozmowa z Krzyśkiem:

On: oglądam Twojego bloga

Ja: I?!

On: Tylko jedzenie?! Nudna jesteś…


No i jak to takiego nie walnąć?!

A tak na poważnie to jednak on ma rację, w końcu gotowanie nie jest jedyną moją pasją.
Tyle, że ja mam zrywy. Najpierw siedzę godzinami z koralikami i dłubię jakieś świecidełka. Potem zapalam się pomysłem haftowania i odstawiam w kąt pozostałe rzeczy. Albo namiętnie oglądam filmy. Chyba już po prostu taka jestem. Od zrywu do zrywu, od namiętności i pasji do chwilowego znudzenia. Na szczęście zawsze wracam do moich hobby. W sumie po to by po kilku dniach / tygodniach zostawić dla kolejnego / poprzedniego. Na szczęście miłość do kuchni mi nie przechodzi, bo inaczej żylibyśmy na puszkowym i mrożonkowym jedzeniu.

No znikam
Wezwanie pod prysznic dostałam ;-)

Dobranoc


PS. Jakby komuś się chciało :-D to komentarze mile widziane ;) tak wiem wiem marudzę

Papa ;-)

09 września, 2007

Miss tej jesieni




Wiecie co sobie uzmysłowiłam?
że nie opublikowałam tu przepisu na moją tarte jesienną

Nadrabiając zaległości niniejszym zapowiadam miss tej jesienni w mojej kuchni (tu prosimy o famfary, trąbki, oklaski itd ;) )

Tarta jesienna
3 szklanki maki

Pół szklanki cukru pudru

2 jajka

Kostka zimnego masła posiekanego w kostkę

Kilka kropel aromatu waniliowego

2 łyżki gęstej kwaśnej śmietany

Pół łyżeczki proszku do pieczenia

Zagnieść szybko ciasto i włożyć do lodówki zawinięte w folię. Ja składniki wrzuciłam do malaksera i pomieszałam chwile plastikowymi nożami, do momentu zbicia w jedną kule. Ciasto wychodzi miękkie, maślane. W moim było widać jeszcze kawałeczki masła.


Na nadzienie potrzeba:

4 śliwki najlepiej lekko kwaśne,

Pół szklanki bakalii – ja dałam nawet więcej – mieszankę różnych orzechów, migdałów i rodzynek

Łyżeczka cynamonu

3 łyżki miodu

6 małych jabłek

Kilka kropel esencji waniliowej

Pół opakowania cukru waniliowego

Sok z połówki cytryny

Śliwki bez pestek, obrane i pozbawione gniazd nasiennych jabłka i bakalie posiekałam w malakserze na plasterki, dosypałam cynamon, cukier waniliowy, sok z cytryny i miód, wymieszać i odstawić do chłodnego miejsca

Piekarnik nagrzać do temperatury 180 – 200 stopni C.

Formę na tartę posmarować masłem lub olejem, wykleić połową ciasta, zapiec 15 min w piekarniku.

Po 15 min wyłożyć na ciasto farsz i przykryć drugą warstwą ciasta.

Ciasto niezbyt dobrze się wałkowało wiec spłaszczałam kawałeczki w dłoniach – całkiem fajnie po upieczeniu wyglądały „górki”. Posypałam cukrem po wierzchu, bo nie byłam pewna czy odpowiednio słodkie ciasto i farsz są, ale było to zbędne.


Piekłam ok. 40 min – z tym, że mój piekarnik ma grzałkę tylko od góry w związku z tym nie wiem ile się będzie piekło w 2 grzałkowym piekarniku.

Życzę smacznego

Inspiracja włoskimi smakami


Mam trochę zaległości w publikowaniu wypróbowanych bądź wymyślonych przepisów

Oto jeden z nich:

Danie wynikłe z potrzeby zutylizowania otwartej przez przypadek puszki pomidorów i za dużej ilości mięsa mielonego.

Szybkie w przygotowaniu, codzienne danie, które na pewno powróci na nasz stół.


Kokardki pomidorowym sosem z mięsnymi kulkami polane

Składniki
Na 2 osoby

Na kulki mięsne
20 - 30 dag mięsa mielonego
1 cebula
5 pieczarek
2 ząbki czosnku
Pół namoczonej bułki
1 małe jajko
Łyżka mąki
Sól, pieprz,
Łyżka natki pietruszki,
Słodka i ostra papryka
Tłuszcz do smażenia

Na sos pomidorowy
1 cebula
1 puszka pomidorów
1 ząbek czosnku
1 łyżka śmietany
Sól
Pieprz
Bazylia i oregano
Słodka i ostra papryka
Łyżka oliwy

Dodatkowo:
Makaron kokardki i ser żółty do posypania

Przygotowanie:

Obrałam pieczarki i razem z cebulą starłam w malakserze, dodałam do tego namoczoną bułkę, przeciśnięty przez praskę czosnek, jajko, pietruszkę, przyprawy i mąkę. Wymieszałam wszystko. Powstałą masę połączyłam z mięsem. Wsadziłam na kilka minut do lodówki i zajęłam się przygotowaniem sosu.

Posiekałam cebulę do sosu, podsmażyłam na oliwie, dodałam pomidory, przeciśnięty czosnek i przyprawy, pomieszałam, pozwoliłam się chwilę temu gotować na małym ogniu i zabrałam się za smażenie mięsa.
W tym czasie nastawiłam wodę na makaron.
Rozgrzałam olej na patelni. Mięso formowałam w dłoniach w kuleczki wielkości małego orzecha włoskiego. Smażyłam ze wszystkich stron na rumiano. Zajęło to około 10 max 15 min.
Do sosu dodałam łyżkę śmietany, doprawiłam jeszcze do smaku. Usmażone kuleczki wkładałam powoli do gotującego się na wolnym ogniu sosu. Pozwoliłam się im dusić w sosie ok. 5 min.
W międzyczasie makaron się ugotował. Rozłożyłam na talerze, polałam sosem z kulkami i posypałam startym ostrym żółtym serem

Pycha!

ciasteczka z masłem orzechowym

Wolę piec ciasta duże - na dłużej wystarczają। Czasami jednak nachodzi mnie na ciasteczko - takie do podgryzania przy czytaniu książki, z filiżanką gorącej czekolady i cudnym zapachem. Szukałam czegoś nowego i natknęłam się na ten przepis




Mam nadzieję, że znajdą się chętni do wypróbowania tej prostej receptury






Ciasteczka z płatkami owsianymi, bakaliami i masłem orzechowym

Przepis pochodzi z książki „Complete cookery banking” autorstwa Ann Nicol

Ja zastosowałam drobne modyfikacje

Na 20 sztuk
(podaję składniki od razu na podwójną porcję, bo pojedynczą nie ma sensu się nawet babrać ;) nie zdążą nawet wystygnąć i już ich nie będzie).

100 g masła lub margaryny (oryginalny przepis podaje masło, ale tutejsze są mocno słone, więc zamieniłam na masło niewolone)
200 g masła orzechowego (autorka proponuje masło z kawałkami orzechów, ja miałam tylko zwykłe gładkie)
130 g brązowego cukru (w przepisie oryginalnym jest caster sugar – ale dla mnie byłoby to stanowczo za słodkie)
200 g mąki
1 łyżeczka sody oczyszczonej
2 jajka
100 g płatków owsianych
100 g bakali ( w przepisie są tylko orzechy, ja dałam orzechy, rodzynki, czekoladę, kawałki skórki pomarańczowej)
3-4 łyżki mleka, w zależności od konsystencji

Ja dodatkowo dołożyłam kilka kropel aromatu waniliowego.

A teraz po kolei:

Nastaw piekarnik na ok. 180 stopni. Jak masz matę silikonowa do pieczenia to niewiele masz do roboty z nią, ale jak nie masz nasmaruj brytfankę margaryną, albo wyłóż papierem do pieczenia.

Pokrój bakalie.

Masło posiekaj do dużej miski w kawałki, dołóż cukier i masło orzechowe. Miksuj chwile – ja to robiłam około minuty.

Przesiej do miski z masą mąkę i sodę, dodaj oba jajka, płatki i mleko, zmiksuj jeszcze raz – żeby składniki się dobrze połączyły, jak trzeba dodaj mleka.

Wrzuć bakalie i pomieszaj.

Wykładaj na blachę czy matę za pomocą łyżki na jedno ciasteczko potrzeba ok. 1 łyżki masy.

Chyba że wolisz mniejsze. Moje są wielkości dna od szklanki (orientacyjnie).
Jak już nałożysz masę to delikatnie rozpłaszcz i do piekarnika.

Pamiętaj – ciasteczka rosną trochę, więc potrzebują odstępów między sobą.

Ja piekłam 2 partie. Wyszły obłędne.

I tak mało roboty z nimi